Na skraju dużego lasu, w małej drewnianej chatynce, mieszkała pewna
rodzina. Mimo, że żyli bardzo skromnie - nie głodowali. Ojciec
pracował w lesie przy wyrębie drzew i był bardzo dobrym i uczynnym
człowiekiem. Kiedy tylko jakiś biedak zapukał do drzwi chatki mógł
być pewny, że nie wyjdzie głodny.
Parę miesięcy temu ojciec rodziny uległ wypadkowi. Podczas wyrębu
przygniotło go duże drzewo. Od tego czasu biedak był zdany na opiekę
żony i córeczki. Ostatnio jego stan bardzo się pogorszył. A, że było
akurat święto Matki Bożej Gromnicznej, matka poprosiła córkę:
- Serduszko moje, idź do kościoła i poświęcić tę świecę, bo ojciec
prosi żeby mu zapalić gromnicę. Jest bardzo chory i mówi, że nie
dożyje do rana. Idź i szybko wracaj. Niech Cię prowadzi, Bóg i Matka
Najświętsza.
Dziewczynce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ubrała się cieplutko
i szybko pobiegła do kościoła. Zbliżał się wieczór. Zaniepokojona
matka co chwilę podchodziła do okna:
- Coś nasza córeczka długo nie wraca, robi się coraz ciemniej, żeby
tylko nie zabłądziła. Bardzo się boję, bo ostatnio słyszałam wycie
wilków - powiedziała cicho do męża.
Mąż tylko skinął głową jakby chciał powiedzieć:
- Da sobie radę. To mądra i dobra dziewczynka.
Tymczasem córka wracała z kościoła. Robiło się ciemno, cały czas
padał drobniutki śnieg. Nikły płomyczek świecy migotał, tak jakby za
chwilę miał zgasnąć. Dziewczynka ochraniała go jak mogła trochę
zmarzniętymi rączkami. Idąc tak po zaśnieżonej dróżce zobaczyła
między drzewami parę świecących się groźnie oczu.
- Wilki - pomyślała - żegnając się ze strachem, a serduszko jej biło
tak, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi.
- Matko Boża, pomóż mi i pozwól, żebym mogła bezpiecznie dojść do
domu, żeby te straszne wilki odeszły, a światełko które niosę nie
zgasło. Tam czeka chory tatuś.
Matko Boża, ochraniaj mnie: „Zdrowaś Maryjo”, „Zdrowaś Maryjo”...
Tak to dziewczynka modląc się doszła do domu. Matka, która usłyszała
wycie wilków, wybiegła przed dom i stanęła ogromnie zaskoczona. Jej
córeczka szła z jakąś Panią, a stadko wilków posuwało się ślad w
ślad za nimi. Tylko te wilki nie wyglądały na groźne, a raczej tak
jakby chroniły idących przed innymi wilkami. Dziewczynka, gdy tylko
zobaczyła mamę pobiegła do niej i radośnie oznajmiła:
- Mamusiu, chociaż bałam się okropnie, przyniosłam zapaloną świecę
do domu. Zaniosę ją tatusiowi.
- Dziękuję, córeczko - odezwała się mama i poszła do izby.
Szybciutko zrobiła cieplutką herbatkę dla zziębniętej drogą
córeczki. Bijąc się z myślami zapytała:
- A co to za Pani szła z tobą, bo wiesz to było jakieś dziwne...
Miałyście nieproszonych towarzyszy, to były wilki, ale one
zachowywały się tak, jakby słuchały tej Pani.
- Jaka Pani? Nie było ze mną żadnej Pani. Ja tylko modliłam się do
Matki Bożej, żebym mogła bezpiecznie dojść do domu - odpowiedziała
dziewczynka.
Matka pobiegła do okna. W oddali zobaczyła kobietę. Kobieta ta
odwróciła się i pomachała ręką na pożegnanie. Stadko wilków, które
szło z nią stanęło i otoczyło ją kołem. Potem wilki położyły się na
śniegu, jakby czekały na jakiś znak czy rozkaz. Wtedy kobieta
domyśliła się wszystkiego: to Matka Boża Gromniczna ochraniała i
przyprowadziła dziewczynkę do domu.
- Matko Boża, dziękuję - zdążyła powiedzieć cicho, kiedy usłyszała
głos męża:
- Żono, proszę, weź gromnicę, bo ja nie mogę i obejdź całe nasze
gospodarstwo i dom dookoła klękając na każdym progu, żeby zło nie
miało nigdy dostępu do naszego domu. Jak to zrobisz, przyjdź z naszą
córeczką do izby, pomodlimy się razem.
fb